wtorek, 7 października 2014
Last Heaven III
Witam wszystkich ponownie. Zebrałam się w końcu i po ponad miesiącu z powrotem do was wracam. Obiecuję, że to była już ostatnia tak duża przerwa. Dzisiaj powracam do Was wraz z kolejną częścią Last Heaven. Mam nadzieje, że się Wam spodoba. Życzę miłego czytania.
Tytuł: Last Heaven III
Beta: Na razie wstawiam niezbetowane, więc wybaczcie wszelkie niedociągnięcia.
Paring: Reituki
Uwagi: brak, no może trochę przemocy...
Od autora: Niechciało mi sie czekać, wam z resztą pewnie tez. W końcu jest jakaś akcja XD W ogóle chwilami niektóre sceny wygladaja jak z jakiegoś anime. Taa byłoby z tego fajne anime...
Ruki.
Łąka. Ciepłe promienie słońca ogrzewając moje ciało. Przytulałem się do kogoś. Czułem niezmiernie ogarniającą mnie radość. Potem całowałem się czulę z tym kimś. Blond włosy i brązowe oczy. Miękkie wargi i ciepły głos szepczący coś do ucha. Jednak nie udało mi się zobaczyć jego twarzy. Było mi tak dobrze, spokojnie i bezpiecznie. Pierwszy raz czułem się taki kochany. Mógłbym już zostać tak zawsze. Jeszcze przez chwilę trwałem w tym przyjemnym stanie. Jednak wszystko co dobre szybko się kończy. A wszystko to okazało się być tylko ulotnym snem.
Obudziłem się wraz z szumem porannego deszczu dochodzącego zza okna. Leżałem jeszcze przez jakiś czas wtulając się w ciepłą poduszkę. Po dłuższej chwili podniosłem się do siadu i potarłem dłońmi zaspane oczy. Gdy rozejrzałem się wokół nagle wszystko wydawało się być szare i bez życia w tym nawet ja. Jedyny wyjątek stanowiła niebieska ciepła pościel pod którą spałem. Jej kolor przywodził na myśl bezchmurne, letnie niebo, takie jak w moim śnie. Wspomnienie tego snu na moment poprawiło mój humor. Nieco niechętnie wstałem z wygrzanego łóżka i poszedłem sprawdzić co teraz robi Akira. Wszedłem z sypialni do salonu w którym zastałem już złożoną kanapę. Z kuchni zaś dobiegały ciche dźwięki czyjeś krzątaniny. Powoli tam poczłapałem przy tym ziewając.
- Dzień dobry Akira-kun – przywitałem, się po czym zająłem swoje miejsce przy stole. Blondyn jeszcze przez dłuższą chwilę przygotowywał jedzenie.
Dzisiaj na śniadanie również była zupa miso, ryż oraz puszysty omlet, którymi strasznie smakował. Już powoli zacząłem przyzwyczajać się do regularnych posiłków.
- Wiesz, już wyglądasz o wiele lepiej. Nabrałeś troszkę ciałka. Teraz wyglądasz jak rosyjska porcelanowa laleczka. – zaśmiał się dokładnie mi się uprzednio przyglądając.
- Hympf? – spojrzałem na niego dalej mają w ustach dość spory kawałek omletu.
- Jedz, jedz. – zaśmiał się po czym z powrotem wrócił do jedzenia.
Dzisiaj ponownie poszedłem z Akirą do sklepu muzycznego. Na razie kwestie mojej pracy odłożył na bok mówiąc, że na to jeszcze przyjdzie czas i jak zwykle dodał abym się niczym nie przejmował, bo jest zbyt młody aby mieć tyle zmartwień.
Bardzo polubiłem to miejsce. Działo na mnie kojąco, zarówno na serce jak i duszę. Tak jak ostatnio znowu wziąłem jedną z gitar i zacząłem na niej grać. Znalazłem nawet dość obszerną książkę z różnymi rockowymi kawałkami, z której zacząłem sobie przypominać resztę piosenek jakich się kiedyś nauczyłem.
- Dlaczego cały czas grasz same smutne ballady? Nie żeby mi to przeszkadzało, po prostu pytam z ciekawości. – akurat wtedy zrobiłem sobie przerwę, ponieważ zaczynał mnie pobolewać palce.
- To przez pogodę. - spojrzałem stronę okna za którym padał dalej, smutnie deszcz. Ta pogoda wywoływała u mnie dziwnie przygnębiający nastrój.
Potem dalej brzdąkałem sobie cicho w jednym z kątów sklepu. Czasami bawiłem się również innymi instrumentami, albo pomagałem w czymś Akirze.
- A mógłbyś coś opowiedzieć osobie? Chciałbym wiedzieć coś więcej o tobie oprócz twojego imienia. – siedzieliśmy sami, a na dworze dalej padał deszcz.
- Co tam wiele opowiadać. Moje życie jest równie pospolite co moje imię i nazwisko.
- Na pewno jest ciekawsze od mojego. Proszę, opowiedz chociaż trochę. – zrobiłem proszącą minkę. Naprawdę chciałem wiedzieć o nim trochę więcej. - W końcu mamy razem mieszkać. Prawda?
- No dobrze i tak nie ma nic lepszego do robienia - wyjrzał na chwilę przez okno - No to zaczniemy od tego, że pochodzę Kanagawy z pewnej prowincji ukrytej w polach ryżowych.
Jak każde dziecko bawiłem się i grzecznie chodziłem do szkoły. Zajmowała się mną mama, a wychowywał dziadek od kiedy odszedł od nas ojciec. Mimo wszystko to były dobre czasy.
Ach opowiadam jakbym był jakimś staruszkiem, a mam dopiero dwadzieścia cztery lata.
- A jak znalazłeś się w Tokio?
- Mój dziadek zostawił w spadku mieszkanie tutaj, to w którym mieszkam. Mama cieszyła się, że mogę pojechać do Tokio, bo chciała abym sobie jakoś ułożył życie. Skończyłem tylko technikum i niemczyłem się jakoś wybitnie, więc nie miałem nawet co myśleć o studiach.
Jednak Tokio to przecież stolica i zawsze znajdzie się jakaś praca nawet dla kogoś takiego jak ja. Od tych kilku lat jakoś sam sobie radze. - chciałem go jeszcze o coś zapytać ale akurat w tej chwili wszedł do środka nowy klient.
- Akira ratuj! – nagle do środka wpadł brązowowłosy mężczyzna w jeansach i skórzanej kurtce. Stanął nieco zasapany przy ladzie.
- Co się stało Kouyou?
- Wzmacniacz mi poszedł. – oznajmił płaczącym głosem kładąc urządzenie na blacie.
- Hmm to pójdę zobaczyć co się z nim dokładnie stało to może go uratuje. - Akira poszedł na zaplecze ,a siedziałem sobie spokojnie na krzesełku przy kasie przyglądając się sytuacji. Z tego co zauważyłem przychodzi tutaj często wiele ciekawych osób, chociaż jak na razie nie odzywałem się do nikogo prócz Akiry.
- Hej mały. – zagadnął do mnie.
- Tylko nie mały. – spojrzałem na niego spod byka.
- No dobrze, dobrze. To jak masz na imię.
- Takanori.
- No to miło mi cię poznać Takanori. Akira mam rozumieć, że to kolejna przybłęda.
- Żadna przybłęda tylko mój nowy współlokator. A poza tym chyba trochę mi zajmę sprawdzanie tego wzmacniacza więc jak chcesz to możesz wypróbować sobie nowe gitary, które ostatnio przyszły. – zawołał po Akira z zaplecza.
- Okej, dzięki. No to idziemy zobaczyć jakie nowe cudeńka przyszły tym razem. - z ciekawości poszedłem za nim. Grał naprawdę dobrze. Co ja gadam. Grał fantastycznie. Od razu było słychać, że ma do tego talent. Jego palce zwinnie poruszały się po gryfie instrumentu. Tak jakby stawał się na ta chwilę jednym z gitarą. Z początku grał tylko jakieś pojedyncze riffy, które z czasem zaczął łączyć w znajome mi melodie. Siedziałem oczarowany jego grą zapominając o całym bożym świecie.
Klienci przychodzili, rozglądali się po sklepie i wychodzili czasami coś kupując.
W porze obiadowej Akira zabrał mnie do pobliskiej knajpki na ramen. Dalej padał deszcz przez co nie było zbyt ciepło na zewnątrz. Doszliśmy razem na miejsce idąc pod jedną parasolką. Rozejrzałem się z zaciekawieniem po urządzonym w ciemnych kolorach lokalu. Nie był zbyt duży przez co panowała dość gwarna, ale radosna atmosfera. Czując rozchodzący się zapach różnych bulionów, warzyw i przypraw odrazy wzmogły mój ostatnio niezaspokojony apetyt. Udało nam się zając dwa miejsca przy barze za którym kucharz przyrządzał jedzenie.
- Fajnie tutaj ne?
- Yhy. Mam nadzieje, że jedzenie smakuje tutaj równie dobrze co pachnie. – rozsiadłem się na barowym krześle.
- Ależ oczywiście tak jest. Nie zabrałbym cię tutaj gdyby nie podawali tutaj najlepszego ramen w dzielnicy, jak nie w Tokio.
- Już tak nie przesadzaj. – dobiegł nas głos zza lady.
- Hej Haruka-san! – blondyn przywitał się z pracującym tutaj kucharzem, który był zwykłym, przyjaźnie wyglądającym mężczyzną w średnim wieku.
- Akira, dawno cie tutaj nie widziałem. To samo co zawsze?
- Tak, ale tym razem dwa razy poproszę. – poklepał mnie pieszczotliwie po głowie niczym swojego młodszego braciszka.
Kucharz od razu zabrał się za realizacje zamówienia. Sprawnie przyrządzał po kolei poszczególne składniki. Po jakiś dziesięciu minut stanęły przed nami duże miski wypełnione parującą zupą.
Według zapewnień Akira to ramen było naprawdę przepyszne. Po zjedzeniu całej porcji, byłem strasznie najedzony i rozgrzany co spowodowało, że zrobiłem się tylko znacznie bardziej śpiący.
Potem nie działo się nic nadzwyczajnego aż do wieczora. Wracaliśmy wtedy z powrotem do mieszkania Akiry. Postanowiłem pójść przodem przez park. Powoli się ściemniało, przez co nie było tutaj prawie nikogo. Szedłem sobie powoli rozglądając się wokół. Przekwitnięte płatki sakury spadały z drzewa delikatnie unosząc się na lekkim wietrzyku, który przyjemnie szeleścił liśćmi. Parkowe latarnie powoli rozświetlały drogę swoim blaskiem. Wszędzie unosił się zapach deszczu zmieszany z wonią kwitnących kwiatów.
Nagle zauważyłem trzech niestety niezbyt przyjaźnie wyglądających mężczyzn idących akurat w moją stronę.
- Hej, hej, hej. Gdzie wybierasz maluszku? – kurde. Ja to mam szczęście. Chciałem ich wyminąć udając, że nic nie słyszałem jednak oni mnie powstrzymali zagradzając mi drogę.
Próbowałem się wyszarpać, ale nie miałem prawie żadnych szans z tymi osiłkami.
- Zostawcie mnie! - szarpałem się jak głupi krzycząc w niebogłosy.
- Och, zbuntowany aniołeczek, już my cię utemperujemy trochę.
Na chwilę udało mi się wyrwać jednak nie udało mi się daleko uciec, ponieważ potknąłem się i przewróciłem upadając na ziemie.
Największy z nich podniósł mnie niczym zabawkę, po czym dostałem z jego pięści w twarz. Raz, drugi trzeci. Potem znowu znalazłem się na ziemi. Czułem jak z bólu pulsuje mi twarz. Na chwilę pociemniało mi przed oczami.
Klęczałem przerażony na ziemi czekając na kolejny cios. Panicznie zacisnąłem powieki. W ustach czułem lekko metaliczny smak krwi razem z moimi łzami, które mimowolnie zaczęły spływać mi po policzkach. Najgorsze było to, że nie mogłem nic zrobić. Taki najwyraźniej był mój los jako najsłabsze ogniwo w cały łańcuchu społeczeństwa. Zamarłem na chwilę w swojej pozycji jednak nic się nie stało.
- Zostawcie go! – jego głos brzmiał naprawdę groźnie. Pierwszy raz dane mi było słyszeć podniesiony głos Akiry.
- A co ty możesz nam zrob… - nie dokończył, ponieważ blondyn zaserwował mu solidnego kopniaka w brzuch ze swoim wojskowych butów, przez co ten padł na ziemie kuląc się z bólu. Oczywiście natychmiast pozostała dwójka doskoczyła do blondyna, po czym rozpoczęła się gwałtowna wymiana ciosów. Z przerażeniem obserwowałem wszystko. Akira najpierw przywalił jednemu z nich mocnym prawym sierpowym, którym na chwilę ogłuszył przeciwnika. Jednak nie zauważył drugiego faceta, który się po prostu rzucił z pięściami na blondyna. Nie zdążył on jednak uniknąć tego dostając ciosem prosto w twarz. Zachwiał się nieco na nogach jednak nie upadł z powrotem twardo stając na nogach, po czym prawie niczym zawodowy bokser uniósł pięści w górę stając do mnie tyłem.
Chciałem krzyczeć, coś zrobić, cokolwiek. Nie miałem jednak na nic siły. Mogłem tylko klęczeć na ziemi i spoglądając na całe zajście. Wszystko działo się w błyskawicznym tempie. Ledwo nadążałem za całą akcją. Cis za ciosem. Akira ani trochę się nie oszczędzał, ani na chwilę nie zwalniając, a jego ciosy były cały czas tak samo mocne, a nawet wydawała się że nabierały siły z każdym kolejnym uderzeniem.
To był pierwszy raz kiedy ktoś stanął tak w mojej o obronie. Mimo, że robiło mi się trochę ciemno przed oczami i kręciło mi się w głowie starałem się nie zemdleć.
Nie byłem w stanie nic zrobić by choć trochę mu pomóc. Modliłem się tylko w duchu aby wyszedł z tego cało.
Jeden z nich już leżał. Dwóch pozostałych ledwo trzymali się na nogach. Po chwili padł kolejny po sprawnym ciosie Akiry prosto w twarz i kopniaku w brzuch. Ostatni nie wiele później również leżał przysłowiowo gryząc ziemię. Pełen podziwu spojrzałem na blondyna
- Akira? - stał ciężko sapiąc, a oni kulili się z bólu na ziemi. Gdy po chwili udało im się jakoś wstać spojrzeli przeszywającym wzrokiem w naszą stronę.
- Niech tylko jeszcze raz się do niego zbliżycie. – zagroził a oni sobie po prostu uciekł ni mając już siły na dalszą walkę. Byłem w wielkim szoku
Akira odwrócił się do mnie i lekko uśmiechnął. Teraz zobaczyłem jak bardzo jest poobijany. Miał rozciętą dolną wargę oraz lewą brew i ogólnie obtłuczoną twarz. Oprócz tego miał również pozdzierane łokcie, a z jego dłoni spływały pojedyncze kropelki krwi.
- Wszystko w porządku? – podszedł do mnie bliżej po czym kucnął przede mną. Ja tylko kiwnąłem głową ocierając resztkę łez brudnym rękawem bluzy.
- Dziękuje. – ledwo udało mi się cokolwiek powiedzieć przez zaciśnięte gardło.
- Chodźmy do domu. – powiedział jakby nigdy nic, po czym pomógł mi wstać. Podniosłem się z żalem spoglądając na blondyna.
Ułożyłem sobie jego lewą rękę na swoich barkach i pomogłem mu iść. Na chwilę oparł się o mnie gwałtownie. Krew się nie lała, ale był strasznie poobijany. Oddychał ciężko na chwilę przymykając powieki. Musiał się naprawdę tym zmęczonym, jednak mimo wszystko starał się niczego po sobie pokazywać, ale średnio mu to wychodziło.
- Na pewno nic tobie nie jest? – spojrzałem na niego zmartwiony.
- Jak to mówią: do wesela się zagoi. Nie martw się o mnie. Ważne, że ty jesteś cały. – uśmiechnął się do mnie jednak sekundę później skrzywił się z bólu.
Powolnym krokiem wróciliśmy razem do mieszkania Akiry. A ten dzień zapowiadał się tak dobrze, a jak zawsze musiałem narobić komuś kłopotów - Wiesz może kim oni byli?
- Już raz czy dwa mnie szukali. Ostatnio dali mi już spokój, ale teraz pewnie chcieli wykorzystać to, że przez przypadek mnie znaleźli. Nie martw się, to nie jest jakuza tylko jakaś tam podrzędna mafijka, która często zgarnia z ulicy takie bezdomnie dzieciaki jak ja w wiadomym celu. – mówiłem cicho i powoli prowadząc teraz blondyna po schodach. Gdy dotarliśmy na odpowiednie piętro weszliśmy do mieszkania. Na korytarzu pościągaliśmy buty, po czym udaliśmy się do salonu. Po drodze zabrałem z szafki apteczkę, która leżała na widoku. Następnie oboje usiedliśmy na kanapie. – Trzeba to wszystko opatrzyć. – spojrzałem na niego, po czym wyciągnąłem z pudełka wodę utlenioną i watę. Następnie nasączonym wacikiem zacząłem ostrożnie przemywać jego twarz. Powoli pozbywałem się całego brudu i resztek zaschniętej krwi. Delikatnie przytrzymywałem jego twarz oczyszczając poszczególne rany. Plasterkami zakleiłem rozciętą brew, której całe szczęście nie trzeba było zszywać. W tym czasie blondyn siedział spokojnie od czasu do czasu tylko delikatnie się krzywiąc.
Nieco się speszyłem kiedy przez dłuższą chwilę spoglądaliśmy sobie prosto w oczy.
- Czy mógłbyś… - wskazałem na jego bluzkę, która z resztą tej chwili była w nie najlepszym stanie. Zakłopotałem się kiedy w końcu ściągnął ją z siebie odsłaniając swój tors. Przez chwilę przyglądałem się mu uważnie. Następnie delikatnie opuszkami palców posmarowałem kilka zadrapań i obtarć specjalną maścią dzięki, które się szybciej zagoją.
- Akira-kun nic cię nie boli? – nieśmiało dotykałem go tam gdzie powinny znajdować się żebra sprawdzając czy wszystko jest całe. Szkolne kursy udzielania pomocy na coś się w końcu przydały.
- Trochę, ale to tylko zwykłe obtłuczenia. Za kilka dni mi przejdzie.
Na koniec zająłem się jego łokciami, a potem dłońmi, które również oczyściłem, po czym starannie zabandażowałem. Miał bardzo duże dłonie i długie szczupłe palce.
- Dziękuje Takanori. – spojrzał na nie lekko się uśmiechając.
- Ja również dziękuje. Przepraszam za wszystko. Tylko narobiłem ci problemów. – siedziałem bawiąc się jego prawą dłonią. - Nie chce być dla ciebie ciężarem, ani sprawiać ci kłopotów. Może lepiej byłby gdybyś mnie wtedy nie urato…
- Przestań! – przerwał mi. - Źle ci tutaj? Ze mną… – dodał ciszej z dozą smutku w głosi, na co zrobiło mi się równie przykro.
- Nie… Naprawdę nie mogłem trafić. Mam wielkie szczęście, że cię spotkałem, ale nie jestem pewny czy ja zasługuje na to wszystko. Masz tylko przeze mnie same problemy. Nie chcę, abyś uważał mnie za niewdzięcznego, bo naprawdę jestem ci bardzo wdzięczny wyłącznie że zrobiłeś dla mnie więcej dobrego niż ktokolwiek wcześniej. – na końcu ścisnęło mi gardło tak, że nie byłem w stanie niczego powiedzieć. Czułem się wszystkiemu winien, bo przecież gdyby nie ja to zapewne wszystkim żyło by się znacznie lepiej. Akira nie spotkałby mnie, nie uratował, nie musiałby mi pomagać, opiekować ja dzieckiem…
- Takanori… - tym razem odezwał się do mnie troskliwym tonem – Przestań tak myśleć. Ciągle się o wszystko obwiniasz, a przecież nic takiego się nie stało. Już nie chce nigdy więcej słyszeć odcienie czegoś takiego. Wcale mi nie przeszkadzasz, ani nic takie wręcz przeciwnie bardzo się cieszę że jesteś. - delikatnie podniósł moją głowę po czym zwyczajowo potargał mnie po włosach niczym małego szczeniaczka lekko się przy tym uśmiechając. Znów był spokojny tak jak zawsze.
- Przepraszam.
- Spokojnie. Już się nie gniewam. I błagam cię przestań mnie ciągle przepraszać, bo naprawdę nie masz za co.
- Przepra…
- Cii… - nagle przycisnął mnie mocno do siebie – Spójrz na mnie. – podniosłem głowę znowu spoglądając prosto w jego oczy. Były pełne ciepła i troski. – Nie pozwolę cię nikomu więcej skrzywdzić. Obiecuje. Na zapas, to ani się waż myśleć, że mi przeszkadzasz czy coś wręcz cieszę się iż nie jestem sam. Chciałbym aby mój dom stał się twoim domem. Dobrze? Niczym się nie martw.
Gdy przytulał mnie do swojego nagiego torsu zalała mnie fala gorąca. Czułem jak powoli zaczynam się rumienić na policzkach. Przez chwilę przypomniał się mój sen z poprzedniej nocy. Teraz czułem się prawie tak samo jak tedy. Przez zapach wody utlenionej i bandaży przebijała się lekka woń piżmowych perfum blondyna. Przymknąłem mimowolnie oczy zatracając się coraz bardziej w otaczającym mnie cieple jego ciała. Działało to na mnie w swój dziwny uspakajający sposób. Wtuliłem się w Akirę niczym jakieś wystraszone zwierzątko lgnące do swojego rodzica. Czułem się tak dobrze… Tak bezpiecznie. Teraz tego potrzebowałem najbardziej. Czyjegoś ciepła i opieki. Na chwilę udało mi się zapomnieć o wszystkich złych rzeczach. Przylgnąłem bardziej swoim ciepłym policzkiem do jego odsłoniętego torsu. Oddychałem powoli wsłuchując się w rytmiczne bicie serca blondyna. Powoli czułem jak wszystko ode mnie odchodzi. Od nadmiaru emocji nadzwyczajnie w świecie zasnąłem, zapominając o tym, że dalej się Akirze na kolanach.
Akira
Takanori zasnął. Oddychał spokojnie dalej się we mnie wtulając. No cóż, to był ciężki dzień pełen wrażeń więc za nic go nie winie. Mając okazję gładziłem ostrożnie jego włosy dokładnie przyglądając się jego uśpionej twarzy. Miał łagodne i spokojne rysy. Delikatne rumieńce już prawie całkiem znikły z jego lekko pucułowatych policzków. Ciekawe dlaczego się zawstydził.
Był dla mnie niczym młodszy braciszek, którym się trzeba opiekować i pilnować, aby nie wpadł w kłopoty. Było to fajną odmianą od mojego zwykłego życie, w którym nic się nie działo.
Oczywiście nie miałem serca go budzić, tak więc siedziałem trzymając go na kolanach. Chciałem się ponieść, aby położyć Takanoriego do łóżka. Jednak od razu gdy tylko ledwo się podniosłem opadłem z powrotem na kanapę. Westchnąłem bezsilnie. Doszło do mnie jak bardzo ostatnio spadła moja kondycja. No cóż, nie jestem już w szkole średniej. Tam ciągle były jakiś bójki. Zresztą chodziłem na różne zajęcia sportowe przez co byłem w formie. Wiedząc, że nie dam rady wstać, położyłem się na wersalce kładąc głowę na lezącej poduszce. Musiałem uważać na Takę, aby ze mnie nie spadł. Był uroczy kiedy tak mocno spał na moim nagim torsie. W sumie było to tak samo miłe jak moment kiedy śpisz tak ze swoją dziewczyną.
Trochę niezgrabnie ściągnąłem koc z brzegu kanapy, którym następnie nas okryłem. Taka mruknął niczym kotek wtulając się bardziej we mnie. Przez chwilę myślałem nad tym jak to niecodziennie wygląda. Jednak mimo wszystko to strasznie miłe uczucie gdy ktoś jest tak blisko ciebie. Domyślałem się, że potrzebował trochę czyjeś miłości i ciepła. Po uprzednim ucałowaniu jego złotej czuprynki objąłem go ramieniem pod kocem i zamknąłem powieki. Już po chwili wsłuchując się w stukot deszczu za oknem i spokojnego oddechu Takanoriego zasnąłem zmęczony.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Margaret! Sugoiiiii! Piszesz dużo lepiej!! XD a więc jednak cierpliwość i czas popłaca!
OdpowiedzUsuńTwoje błędy z przed betowania są zabawne! XD ale w jednym momencie nie wiedziałam bardzo o CZO TU KAMAN xD
- Akira? - spytał... Kto? Kogo? Co? XD
E tam, Ru lepszy od jakiejś tam laski na klacie Reia! *logika Yūko* to ten tego.... "uehehehehe" - Senjougahara Hitagi
//Yūko
Masz szczęście, że jestem na głodzie i w pewnym sensie mnie uratowałaś.
OdpowiedzUsuńAle ''parująco zupą'' nie przebaczę xD
No i... czemu zawsze w czymś muszą być elementy, które już były? A jak już, to czemu identycznie opisane?... np. tych osiłków... w parku oczywiście, bo gdzie indziej, albo ''przytulał się jak do matki''. Widziałam też wersję z małą małpką, co już w ogóle pękałam ze śmiechu, ale no...
Już tylko czekałam, aż go po tych zapewnieniach (łeh, masakra) pocałuje, ale jednak nie. Szkoda.
A Kojo, japa! Jeszcze będziesz na ślubie >:c
awww :3
OdpowiedzUsuństrasznie się cieszę, że wróciłaś :D
rozdział był wspaniały ^^ wgl uwielbiam ,,Last Heaven"
też myślałam, że się pocałują
czekam aż będą razem <3
zastanawiam się, czy Ruki pozna się bliżej z Uruhą
nie wiem co jeszcze napisać :(
ściskam i życzę weny :*
Mało komentarzy, oj mało... powiem krótko zwięźle i na temat, ta "notka" (zresztą jak wszystkie inne) jest świetna. Lubie twoja "pracownie", niby nic takiego a przyciąga (komplement, żeby nie było nieporozumień) Niecierpliwością czekam na kolejna notke
OdpowiedzUsuńNotka, świetna! ♥
OdpowiedzUsuńA tak po za tym, to kiedy następna część Restaurant, nie mogę się doczekać bo Reitucha to mój ulubiony paring.
Weny życzę i pozdrawiam
~Chizuru
Witam,
OdpowiedzUsuńdziwię się, że Ruki nie wkurzył się na słowo „przybłęda” och ten sen... Akira traktuje go jak młodszego braciszka, a może jednak będzie coś więcej... no i to pobicie, ale Akira poradził sobie...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie